X dowodów, że gry (planszowe) są beznadziejne

Czasami człowiek zatrzymuje się i zaczyna zadawać sobie pytania. „Jak żyć w świecie, gdzie Shakira ma 37 lat” , „czy jeżeli się nie ogolę to będę wyglądał bardziej jak neandertalczyk czy jak baba” , „czy jest jakieś życie poza korporacją” czasami pytania są bardziej niebezpieczne – czasami pytam się, czego nie lubię w moim hobby…Oczywiście, że będę narzekał, sorry, taki mamy kraj, ale bardziej mam na celu autokonfirmację czy ja te gry dalej lubię…

Wszyscy myślą, że grasz w gry dla dzieci

Jako istota o ograniczonym rozumku człowiek czasami coś wspomni o grach w “neutralnej” przestrzeni i co słyszy? Nie… nie słyszy “też kupiłem Trajana”, z rzadka usłyszy “ostatnio grałem z siostrzenicą w grzybobranie”. Oczywiście, bywa, że usłyszę “ostatnia partyjka w Eclipse była epicka”. Zwykle słyszy się jednak “chińczyk/eurobiznes… moja młodość” albo nieme spojrzenie “człowieku, myślałem, że jesteś poważny”. Czasami próbuję co nieco wspomnieć, że są także inne gry, US Army i globalne korporacje stosują gry przy rekrutacji. Bywa, że chwyci. Bywa, że spotykam się z awersją, której druga strona nawet nie potrafi wytłumaczyć… biorę wtedy kawę i idę do innego pokoju… A do sedna… kto ma ochotę na partyjkę Akaby? 😉

 

Wszyscy myślą, że gry są skomplikowane / są pracą

Gry planszowe jako rozrywka mniej lub bardziej umysłowa muszą być na odpowiednim poziomie komplikacji. Zbyt trudne mogą się okazać męczące w porównaniu z potencjalną satysfakcją z wygranej. Zbyt łatwe nie stanowią wyzwania, nie połechcą szarych komórek i będą absurdalnie drogą alternatywą do siedzenia przed telewizorem. Co mnie kiedyś zszokowało (ale już mi przeszło)… mało osób utożsamia spędzanie wolnego czasu z projektowaniem sieci przesyłowej i zarządzanie rynkiem surowców energetycznych w Niemczech. To są problemy do rozwiązania… tego się nie robi w wolnym czasie. Ja robię, ale ja inny jestem 😉 Jednak nie tylko rozgrywka stawia wyzwania intelektualne…

 

Nigdy nie wiesz, co się kryje w instrukcji

Są napisane przez ludzi dla ludzi… ale ludzie-autorzy to nie ci sami ludzie, co ludzie-czytelnicy. O ile autorzy instrukcji są małą grupą o tyle czytelnicy to zwykle wielka niejednorodna gromada. Różne pokolenia, wiek, kultury, upodobania… bywa, że różne kraje. Nie pisze się łatwo dla takiej grupy. Tym bardziej instrukcji wyjaśniających bardziej złożone tytuły i starających się pokryć wszystkie aspekty gry od warstwy klimatycznej przez formalne zasady aż po porady strategiczne.

Ekstremum pierwsze (moje ulubione). Czytasz możliwie zwięzły tekst bez nadmiernych powtórzeń, a później wnioskujesz o konsekwencjach poszczególnych punktów. Angielska instrukcja do Innowacji – przykład zwięzłej instrukcji, w której wnioski trzeba samemu wyciągnąć. Czy to wada? Nie, ale mocno zawęża grupę potrafiącą daną instrukcje przyswoić.

I ekstremum drugie – dla miłośników form artystycznych. Nabyłem swego czasu Call of Cthulhu LCG. Duże rysunki i wielostronnicowa broszura do stosunkowo prostej gry. Takie instrukcje pooglądam z chęcią (jak już ściągnie mi się gigantyczny PDF), ale z przyjemnością z czytania już jest różnie.

 

Byłoby fajnie, gdyby nie inni gracze

… a bo ktoś narzeka, że chce grać niebieskim, gra jest bez sensu, bo niebieskich pionków “głupi autor” nie przewidział
… a bo ktoś narzeka, że bez sensu chować pionki za zasłonką, skoro można to policzyć
… a bo ktoś się pyta, co jeżeli wyjdzie karta X po karcie Y i wyjątkowo Piotrek nie będzie miał kasy, szansa jedna na milion, ale akuratnie to go zaciekawiło
… a bo ktoś stuka nogą o stół jak myśli
… a bo ktoś w połowie rozgrywki (po godzinie) musi nagle wyjść
nie trafia was #####? Naprawdę wkurzający są ci ludzie 😉 Chcę w spokoju zagrać, a bywa, że mam ochotę rozszarpać połowę przeciwników w pokoju… grając w kooperacje też!

 

Temat niestety jest

Czyli narzekania na ludzi ciąg dalszy. Jest na przykład taka gra jak “Saigo no kane” – całkiem fajna. Osadzona w stylu filmów/seriali anime, z pasującą (moim zdaniem ładną) grafiką. Tutaj nie trzeba nawet analizować klimatu, wystarczy szata graficzna. Co z tego, że pod spodem jest gra skoro co któraś osoba odmawia rozgrywki ze względu na awersję do dziewczyn z dużymi “oczami”? Też reaguję na klimat i grafikę, ostatnio na przykład nie przepadam za “mhrocznymi” (czyt. szaro-buro-smętnymi i nieczytelnymi)… ale to są sprawy drugorzędne. Nie odmawia się schabowego tylko ze względu na dziwne ułożenie sałatki.

 

Gry (podobno) mają błędy

Oczywiście, że mają. Wszystko ma błędy. Ale obawa przed błędami i wyolbrzymianie ich wagi nie jest zdrowe. Mam dwie moje ulubione “wady” 😉
Czasami w grach jest kingmaking… to chyba nie wada gry, ale coś nie tak z graczami, że nie mając szansy na zwycięstwo wolą oddawać swoje punkty innym zamiast walczyć do końca. A może to bardziej coś nie tak z osobą, ktora uważa kingmaking za problem? W realnym świecie jako pracujący obywatele oddajemy swoje zarobione pieniądze już bogatym instytucjom… to się nazywa podatki, czy jakoś tak. O! Zdecydowanie ta rzeczywistość ma kingmaking, skoro nie mając szansy na wejście do najbogatszej 10tki obywateli decydujemy, który bogaty bank wzbogaci się na przechowywaniu naszych pieniędzy.
Efekt kuli śnieżnej … pięknie nazwana wada. Budujemy maszynkę do generowania punktów i z rundy na rundę coraz szybciej nam te punkty wytwarza. I wiecie co strasznego? Co któraś osoba uważa, że to źle, że gra na to pozwala! Punkty robią punkty, pieniądz robi pieniądz, duży może więcej, tak jest w normalnym świecie… więc może jednak podczas ograniczonej czasowo rozgrywki efekt kuli śnieżnej jest naturalny, a jego brak jest wadą? Może wystarczy zapewnić graczom równe szanse na rozpędzenie się? Może sztuczne i nieintuicyjne ograniczanie kuli śnieżnej jako odpowiednik interwencjonizmu państwowego jest jeszcze większą szkodą dla przyjemności z rozgrywki?

 

Ewangeliści

Jest naprawdę duża grupa osób, które są inteligentne, rozsądne, promują nasze hobby w fantastyczny sposób. Ale… są też ewangeliści, chociaż może lepiej nazwać ich ekstremalnymi fanatykami. Osoby, które z zacięciem wujka “a se mnom sie nie napijesz?” twierdzą, że ich ulubiona gra planszowa jest ostatecznym rozwiązaniem problemu rozrywki na świecie. Najlepiej, gdyby była zrzucana jako pomoc humanitarna itd itp. Że decyzja o nie wydaniu po polsku Tej gry/dodatku to błąd wydawnictwa i są na to liczby, dowody… o tutaj, w kieszonce, w wiązanym na pleckach kaftaniku. Naprawdę więcej dla “świata planszówkowego” da kilka przyjemnych partyjek w Qwirkle niż wyciągnięcie Battlestar Galactica i usłyszenie “o, jaka śmieszna kostka, inna niż w chińczyku”.

 

Koniec narzekania

Artykuł jest moją reakcją na http://islaythedragon.com/featured/9-undeniable-reasons-board-games-are-awful/ – konkluzje podobne, ale mój indywidualny punkt widzenia. Nie jestem “geekiem” z krwi i kości – o BSG wiem tyle, że to serial z kosmitami, widziałem 2.5 odcinka Big Bang Theory itd.. Jestem świadom, że gry mają strasznie dużo wad, o których trzeba pamiętać próbując prezentować nasze hobby innym. Że gry mogą nas wykończyć (nie tylko finansowo) i lepiej byłoby, gdybyśmy znaleźli jakieś (postrzegane jako dorosłe) hobby jak zbieranie znaczków czy wędkarstwo. Gry są tak samo absurdalne, jak każde inne moje hobby – nie jestem postrzegany jako normalny kupując piwo 0.25l za 20zł czy kładąc Excela obok Starcrafta i uznając oba tytuły za doskonałą rozrywkę. Ale ja naprawdę lubię gry (i inne moje hobby)… i żadne chwile zwątpienia tego nie zmienią…